Budownictwo na łopatkach
Fachowcy wyjeżdżają na Zachód, trudno znaleźć ich
następców
W Polsce na wyremontowanie mieszkania przez firmę
specjalistyczną trzeba czekać nawet pół roku. Alternatywą jest
zatrudnienie "fachowców" z ulicy. Coraz częściej dochodzi też
do paradoksów - miasta ogłaszają przetargi na inwestycje i nie
ma chętnych na ich wykonanie.
- Trudno ustalić u nas termin prac
remontowo-budowlanych. Trzeba je zamawiać z co
najmniej 3-miesięcznym wyprzedzeniem - informuje Marek
Piotrowski, właściciel firmy remontowo-budowlanej Marfliz z
Oświęcimia.
- Brakuje nam ludzi do
pracy. Co lepsi wyjechali z kraju.
Zostają osoby przyzwyczajone do standardów
z okresu PRL-u, działające zgodnie z
hasłem: "Czy się stoi, czy się leży dwa tysiące się
należy". Nie jest więc łatwo zatrudnić pracowitą "złotą
rączkę". Nie ma co ukrywać, budownictwo leży na
łopatkach - opowiada Marek Piotrowski, który
dodatkowo pracuje we Francji.
- W Polsce prowadzę firmę z
poczucia patriotyzmu i z
wiarą w lepsze czasy - wyjaśnia. -
Na Zachodzie można zarobić przynajmniej trzy
razy więcej niż w kraju. Cenią nas tam za
pracowitość i fachowość. Niektórzy Polacy
wciąż mogą się natomiast na Zachodzie uczyć
dokładności.
Organizacje budowlane oceniają, że do pracy na budowach od
zaraz przydałoby się zatrudnić kilkanaście tysięcy fachowców.
W Polsce brakuje zwłaszcza murarzy, tynkarzy, zbrojarzy,
cieśli, spawaczy. Wyjechali już, albo właśnie pakują walizki i
wybierają się do pracy m.in. w Wielkiej Brytanii, Irlandii,
Francji, Niemczech, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, a nawet
na wschód.
- W zeszłym roku pracowało u
nas 25 fachowców. W
tym roku pozostało tylko
6 pracowników. Reszta wyjechała za
chlebem na zachód. Próżno szukać ich
następców. W kraju zaczyna brakować
wykwalifikowanej kadry. Do pracy zgłaszają się
ludzie, których trzeba by wszystkiego uczyć od
podstaw. Niektórzy z nich mają wielkie
wymagania finansowe - opowiada Tomasz Jędrzejczyk,
kierownik ds. robót w firmie remontowo-budowlanej Brygada 102
z Krakowa. Obecnie zgłoszone zlecenie jej pracownicy będą w
stanie wykonać za około 3 miesiące.
- Możemy nawet przyjąć do pracy około 100
fachowców w zawodzie murarza i
cieśli. Niestety, brakuje chętnych. Proponujemy pracę
na dwa lata, z wcześniejszym
okresem próbnym - mówi Hubert Dykto, dyrektor ds.
produkcji w firmie Resbud z Rzeszowa, która realizuje głównie
duże inwestycje mieszkaniowe i przemysłowe na terenie
Warszawy.
Napływ większych pieniędzy z Unii Europejskiej spowodował
ostatnio boom w miejskich inwestycjach. W efekcie gminy pilnie
potrzebują wykonawców. Okazuje się, że zaczynają się z tym
kłopoty. Nie ma pracowników, a firmy budowlane się nie
rozdwoją. Najtrudniej znaleźć wykonawcę w okresie wakacyjnym,
kiedy buduje się najwięcej.
- Ogłaszamy przetargi na miejskie
inwestycje i okazuje się, że nie ma chętnych
na ich wykonanie - mówi Marcin Stopa,
rzecznik Urzędu Miasta w Rzeszowie. - Firmy budowlane
zainteresowane są głównie dużymi przedsięwzięciami. Coraz
częściej trudno więc znaleźć wykonawcę np. do
remontu chodnika. Doszło już do tego, że
nie ma nawet chętnych na większe inwestycje.
Ostatnio z powodu małego zainteresowania
prezydent Rzeszowa musiał przedłużyć termin składania ofert
w przetargu na remont płyty Rynku
Głównego wraz z wejściem do
podziemnej trasy turystycznej. Inwestycja opiewa
na kwotę około 10 milionów złotych.
Problem z niedoborem wykonawców zauważalny jest również w
Krakowie.
- Największe kłopoty mamy ze znalezieniem chętnych
na wykonanie projektów budowlanych i
wykonawczych. Zdarza się też, że nikt się nie zgłasza
do przetargów na inwestycje
budowlane. Coraz trudniej znaleźć wykonawców na
mniejsze przedsięwzięcia, na których
wykonanie potrzeba np. miesiąca, a prace są
oszacowane np. na około 100 tysięcy złotych.
Zainteresowanie inwestycjami rośnie wraz z ich
kosztem i wydłużaniem się terminu realizacji
robót budowlanych - informuje Miłosz Świda, kierownik
Działu Umów i Zamówień Publicznych w Zarządzie Gospodarki
Komunalnej w Krakowie.
Oprócz niskich płac specjaliści od budownictwa dostrzegają
również inne przyczyny emigracji pracowników budowlanych.
- Problemem w naszym kraju jest
także brak rytmiki w budownictwie. Na
zachodzie inwestycje wykonuje się falowo. Po
wybudowaniu domu co pewien czas jest on remontowany.
Jest także zachowana ciągłość budowy nowych
obiektów. Rytmika zachowana jest również
w sezonowości prac. Polega ona na
wznoszeniu stanu surowego budynków w
ciepłe miesiące i prowadzenia robót
wykończeniowych zimą. U nas buduje się od
przypadku do przypadku, najczęściej
wtedy, kiedy inwestorzy "wyrwą" kawałek ziemi do
zabudowy. Dzieje się tak, ponieważ w
naszym kraju nie ma planów zagospodarowania
przestrzennego dla większości terenów. W takiej
sytuacji w branży budowlanej trudno znaleźć
zatrudnienie na stałe - mówi Zbigniew
Bachman, dyrektor Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej
Budownictwa.
Jego zdaniem problem mogłoby rozwiązać właściwe szkolenie
pracowników budowlanych: - Absolwentów szkół budowlanych
kształcą np. na specjalistów robót
wykończeniowych, ale często nie wiadomo w jakich
pracach oni się tak naprawdę specjalizują. Zazwyczaj trzeba
ich dokształcać w konkretnych dziedzinach.
Trudno np. znaleźć fachowego spawacza, zbrojarza, czy
operatora sprzętu. Tego typu wykwalifikowani pracownicy tworzą
elitę budowlaną. Dzisiejszych operatorów sprzętu na
dużych budowach można porównać do
pilotów w lotnictwie. Muszą znać się
m.in. na obsłudze urządzeń komputerowych
i GPS. W szkołach zazwyczaj
ich tego nie uczą, a firm budowlanych nie stać
na dokształcanie, poza tym nie
mają zamiaru czekać, potrzebują specjalistów od
zaraz.
Zbigniew Bachman rozwiązanie problemu widzi też w
ściągnięciu do pracy w Polsce ukraińskich podwykonawców.
- Na Ukrainie jest wielu
fachowców, którzy mogliby być dużym wsparciem -
przekonuje.
W Grodzkim Urzędzie Pracy w Krakowie w zeszłym roku
przeprowadzono kurs doszkalania w zawodzie technologa robót
wykończeniowych w budownictwie. W szkoleniu wzięło udział 29
osób, pracę w budownictwie znalazło 11 z nich. Jak
poinformowano w krakowskim GUP, tego typu szkoleń nie
zaplanowano już na ten rok. PIOTR TYMCZAK
W EURO, FUNTACH, ZŁOTÓWKACH...
Polscy budowlańcy zarabiają średnio 2-3,5 tys. zł brutto
miesięcznie. Wielu z nich nie chce już pracować
poniżej 15 zł za godz. Trudno się jednak dziwić,
skoro w Internecie, po wpisaniu
hasła "Poszukiwani budowlańcy", w pierwszym
z brzegu ogłoszeniu można natrafić
na informacje o pracy w
Anglii z płacą 5,5-9,5 funtów za
godz. W Grodzkim Urzędzie Pracy w
Krakowie można znaleźć oferty pracy dla
murarzy tynkarzy z miesięcznymi zarobkami
od 900 do 2,5 tys. zł brutto.
Najmniejsza proponowana płaca wynosi 8 zł brutto
za godz.
Wysokość wynagrodzenia często zależy od
kwalifikacji pracownika. Niektórzy życzą sobie np.
dwóch lat doświadczenia w zawodzie. Natomiast
na stronie internetowej Wojewódzkiego Urzędu
Pracy w Krakowie jest oferta pracy we Francji
dla wykwalifikowanego murarza, z co najmniej
dwuletnim stażem, na czas nieokreślony, z
miesięcznym wynagrodzeniem 1400 euro plus premie
i dodatki socjalne. (TYM)
MINISTER USPOKAJA
Anna Kalata z Samoobrony,
minister pracy i polityki społecznej uspokaja,
że wyjazdy do pracy za granicę nie
zagrażają polskiemu rynkowi pracy. Z tego
wynika, że nie ma powodów do obaw, iż zabraknie
kadr do budowy 3 milionów mieszkań w
Polsce.
Taki projekt przygotowany przez PiS znalazł się wśród
zapowiedzi rządu Kazimierza Marcinkiewicza, a
jego następca Jarosław Kaczyński w expose
przypomniał tę liczbę, zwracając jednak uwagę, że 1,2
miliona mieszkań zostanie wybudowanych metodami
komercyjnymi. Ministerstwo Gospodarki intensywnie pracuje
nad ustawami planistycznymi, przede wszystkim
ustawą o zagospodarowaniu przestrzennym oraz
mechanizmami finansowymi, które mają się przyczynić do
poważnego wzrostu w budownictwie.
Niedawno minister Kalata podkreśliła, że pracy w
Polsce szukają liczni robotnicy budowlani, kierowcy,
hydraulicy. Jej zdaniem, warto również dostrzec pozytywne
efekty migracji zarobkowej, takie jak transfer pieniędzy
do Polski, podnoszenie kwalifikacji
wyjeżdżających, większą liczbę międzynarodowych kontraktów
gospodarczych, czy też wzrost zapotrzebowania na
polskie produkty za granicą. Minister
pracy i polityki społecznej nie zgadza się
z doniesieniami, jakoby do pracy
za granicą wyjechały już 2 miliony Polaków.
Anna Kalata przekonuje, na
podstawie monitoringu tego zjawiska, że liczba ta
wynosi 600 tysięcy osób. (TYM)
|